MICHAŁ OLSZEWSKI Podobnie jak inne miasta w Polsce, Warszawa cały czas nadrabia zaległości cywilizacyjne. Przykładem są obwodnice służące wyprowadzaniu ruchu samochodowego poza centrum. Tutaj korzystamy z doświadczeń innych. W Kopenhadze, która zawsze bardzo mocno stawiała na uspokojenie ruchu, system komunikacyjny ukształtowany został już wiele lat temu. Dzisiaj się go nie rozwija, bo jest wydolny i skutecznie przenosi cały tranzyt poza centrum miasta. Niestety, Warszawa, jedno z największych miast w Europie Środkowej, nie doczekała się jeszcze obwodnicy. Mamy ją wybudowaną w połowie.
Podobnie jest z transportem publicznym. Wielkie europejskie miasta korzystają z bardzo wydolnych systemów kolejowych lub metra, które bardzo skutecznie odciążają ruch kołowy. W Warszawie pierwszą linię metra skończyliśmy budować dokładnie dziewięć lat temu, a odcinek centralny drugiej linii oddaliśmy trzy lata temu. To pokazuje skalę naszego opóźnienia – musimy cały czas inwestować, żeby nadrobić cywilizacyjny dystans.
Na przykład sharing economy, czyli współdzieloną gospodarkę. To idea, która w Europie zaczęła funkcjonować dopiero kilka lat temu. Mówi, że nie trzeba mieć wszystkich zasobów na własność, żeby móc z nich korzystać. Co prawda sprowadza się ona najczęściej do bike sharingu i car sharingu, ale jest też wiele innych zasobów, które można współdzielić.
Naszym atutem jest na pewno fakt, że projektujemy dzisiaj, a nie czterdzieści lat temu. To pozwala nam uniknąć błędów, jakie popełniano chociażby w miastach francuskich w latach 50. i 60., kiedy budowano potężne osiedla mieszkaniowe, HLM (habitat a loyer modere, aszelemy) – przykład braku perspektywicznego planu rozwoju, a jedynie doraźnego rozwiązywania problemów.
Elementem, którym Warszawa na pewno przewyższa inne miasta europejskie, jest zieleń miejska. Europejskie miasta wcale nie są zielone, a wynika to z podjętych kiedyś konkretnych decyzji o ich strukturze. Spacerując, zwłaszcza po dzielnicach historycznych tych miast, widzę, że tamtejsza zieleń byłaby w Warszawie uznana za zbyt skromną, niedostateczną. Wynika to z faktu, że Polska zawsze była krajem zielonym i nasze oczekiwania pod tym względem są wyższe niż innych nacji. Warszawa została w dużym stopniu zburzona podczas wojny. To spowodowało, że mogła być potem odbudowana w sposób bardziej funkcjonalny. Dlatego mamy rezerwy i wiele miejsc, gdzie można ciągle zieleń wprowadzać. Oczywiście musimy rozwiązać wcześniej – krok po kroku – problemy z infrastrukturą podziemną czy z doborem gatunkowym, jednak już dzisiaj możemy bez wstydu pokazywać takie projekty jak na przykład Zielona Świętokrzyska.
Mamy w stolicy wiele dobrych projektów. Poczynając od realizacji takich jak: Browary Warszawskie, Centrum Praskie Koneser czy Soho, po „projekty od zera”, jak chociażby 19. Dzielnica. Co bardzo ważne, zarówno mieszkańcy, jak i inwestorzy rozumieją, że dzisiaj samo postawienie budynku już nie wystarczy. Nawet Breeam czy Leed to nie jest coś, co rzuca na kolana. Dzisiaj trzeba walczyć o powiązanie projektu z elementami miejskiej infrastruktury. To nie przypadek, że wielu inwestorów negocjuje z nami warunki przyłączenia swojego budynku do metra, bo chce mieć dobry dostęp do stacji. Jest to dowód na dojrzałość inwestorów w postrzeganiu miejskiej infrastruktury.
Przekonujemy też inwestorów, że ważne jest, aby nowe inwestycje były racjonalnie wkomponowane w otoczenie. Przykładem projektu, który zawsze budził wiele dyskusji, jest Marina – zamknięte osiedle i porażka komunikacyjna. Ale dziś nikt już takiego błędu nie popełni. Nasza pani architekt bardzo dba o to, aby mieszkańcy nowych budynków mieli dobry dostęp do usług lokalnych.
My też, jako miasto, staramy się w miarę możliwości narzucać nowe trendy w myśleniu. Zwracamy uwagę inwestorów i deweloperów na to, że wybór mieszkania nie jest wyborem ograniczonym tylko do swojego domu. To jest decyzja, od której zależy, ile będziemy płacić za nasze utrzymanie, czy będziemy mieli dobry dostęp do usług lokalnych, jak będziemy spędzali czas, jak będzie wyglądała droga naszych dzieci do szkoły.
I jeszcze na koniec – bardzo ważnym elementem są interwencje publiczne. Musimy przekonywać polityków, którymi są również nasi radni, że miasto powinno wyrównywać istniejące dysproporcje umiejętnie kształtowaną interwencją. My postawiliśmy na przykład na Sinfonię Varsovię – flagowy projekt programu rewitalizacji Pragi o ogromnym znaczeniu dla rozwoju prawobrzeżnej Warszawy – oraz na inne projekty dotyczące przedsiębiorczości na Pradze. Są to projekty bardzo ważne ze względu na skalę oddziaływania na otoczenie.
Osobom, które przyjeżdżają z zagranicy, imponują projekty, które powstały w ciągu ostatniego dziesięciolecia, a nad których naturalnym potencjałem przechodzimy do porządku dziennego. Chodzi między innymi o Centrum Nauki Kopernik z jego potężną siłą oddziaływania, Muzeum Polin czy Centrum Rozwojowo-Badawcze na Ochocie. Niewielu mieszkańców wie, że mamy na Poleczki bardzo nowoczesne Centrum Nowych Technologii zajmujące się grafenem. Mamy również ciekawe projekty publiczne, jak Muzeum Katyńskie, które powstało w ubiegłym roku.
Sam projekt architektoniczny Biblioteki na Koszykowej zyskał bardzo duże uznanie mieszkańców, a to jest dla nas najcenniejsza nagroda. Dla mnie szokiem kulturowym była Biblioteka Uniwersytecka na Dobrej. Wcześniej „mercedesem” była dla mnie Biblioteka Narodowa, ale kiedy powstał nowy BUW, spadła w hierarchii. Byłem zaskoczony przede wszystkim tym, że można dokonać postępu w czymś, co już i tak wydawało się szczytem dostępności.
Ale rzeczywiście tak jest, że mieszkańcy stolicy odczuwają dumę, gdy gościom na widok miasta zapiera dech w piersiach. Pamiętam swój pierwszy wyjazd do Turynu w 2008 roku, niedługo po rozpoczęciu pracy. Byłem zażenowany tym, że jesteśmy tak daleko za innymi miastami. A dzisiaj, kiedy jadę za granicę, mówię: „Wow, przecież my to wszystko już mamy!”. I nawet możemy pochwalić się osiągnięciami, których tamte miasta nie mają. Nam, challengerom, jest łatwiej pokazywać „tłustym kotom” z Europy, że można zrobić więcej.